Rozdział 1: "Końcówka wakacji..."
|Ally|
Siedziałam na poddaszu jednego z budynków mieszkalnych w Miami. Była to moja stała kryjówka, nazywana czasami miejscem spotkań. W pomieszczeniu panował półmrok, z powodu braku okien. Jedyne oświetlenia stanowiła stara lampa, dająca nikłe światło. Panowała tu głucha cisza, słychać było każdy oddech, każde uderzenie serca. Kiedyś wydawało mi się, że tu straszy, jednak z czasem przyzwyczaiłam się do klimatu jak z horroru. Przychodziłam tu głównie, żeby porozmyślać- porozmyślać w ciszy i spokoju. W moim mieszkaniu, znajdującym się kilka pięter niżej, takie zjawisko było niezwykle rzadkie, a wszystko z powodu, dwóch, sześcioletnich potworków- Harry'ego i Max'a - moich braci. Kochałam ich, ale zazwyczaj byli nie do zniesienia.
Cały blok znajdował się na obrzeżach Miami. Mieszkałam w nim od urodzenia, jeszcze za czasów taty. Mój ojciec odszedł od mojej mamy cztery lata temu. Moja mama została sama, z wówczas 12-letnią mną i dwoma, rozwrzeszczanymi dwulatkami. Moja mama miała dobrą pracę, więc biada nam nie groziła, jednak od tamtej pory nie było jej w domu niemal non stop. Nami zajmowała się jakaś opiekunka...
Na strych posiedziałam jeszcze moment lub dwa. Potem stwierdziłam, że trzeba już wracać do domu i szykować się do wyjścia. Otóż umówiłam się w galerii handlowej, z przyjaciółmi. Przyjaciółmi ze szkoły, która znajdowała się bliżej centrum. Znajdowała się daleko od mojego domu, jednak należała do lepszych...
Do średniej wielkości mieszkania weszłam, jak się okazało po pierwszej po południu [13:00]. Do wyjścia miałam trochę ponad godzinę. W mieszkaniu jak zwykle panował kompletny chaos. Harry i Max jak zwykle coś sobie wyrywali, wrzeszcząc przy tym w niebogłosy i biegając po całym mieszkaniu. Uśmiechnęłam się z politowaniem i weszłam do mojego pokoju. Chwilę pogrzebałam w szafie w poszukiwaniu jak najładniejszego kompletu. Chciałam zrobić dobre wrażenie, na znajomych, których nie widziałam od początku wakacji, żyli już ponad półtora miesiąca. Koniec, końców mój strój wyglądał tak:
Zadowolona uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Nie wyglądałam wcale jakoś najgorzej. Mój strój mi się podobał. Poszłam jeszcze do łazienki, ogarnąć fryzurę. Po wykonaniu czynności, wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze 20 minut do wyjścia, więc z braku laku zaczęłam pisać kolejną piosenkę. Piosenkę dla mojego przyjaciela, Austina. Aż podskoczyłam kiedy rozległo się stukanie w szybę. Szybko podeszłam do okna, odsłoniłam firanki i otworzyłam je. Na schodach przeciwpożarowych stała moja przyjaciółka, Elizabeth, zwana przez wszystkich Effie.
- Hejka, Muza!-uśmiechnęła się. Nie mówiła na mnie inaczej niż właśnie 'Muza', od kąt zaczęłam pisać piosenki dla Austina.
- Hej!-przywitałam się- chcesz czegoś?
- Chciałam się tylko zapytać, czy idziesz ze mną, z Jake'em i z Matt'em na plaże.-oznajmiła- To co, idziesz?
- Sorki, nie mogę. Umówiłam się z...-nie dokończyłam odpowiedzi
- Austinem, Trish, Kirą i Dezem?- przerwała mi
- Sorki, jak chcecie chodźcie ze mną.- zaproponowałam
- Co to to nie-szybko zaprotestowała
- Nie znasz ich...-zauważyłam
- Tsaaa, ale kojarzysz moją kuzynką... Tess? Ona chodziła kiedyś z tym blondynkiem. Zerwał z nią przez esa. Tacy ludzie się nie zmieniają-uznała
- Przestań, coś nie wierzę, żeby to był Austin. Poza tym on już od roku chodzi z Kirą-powiedziałam, dopiero po chwili zauważając, że przy końcówce, głos mi się trochę załamał...
- Zakochałaś się w nim i tyle-zaśmiała się
- Wcale nie!
-Wcale tak! Ally kocha Austina! Ally kocha Austina!- zaczęła krzyczeć
- Zachowujesz się jak dziecko.
-Ech, ja wiem swoje i nie zaprzeczaj. Przyjaźnimy się, czy nie?-zapytała
-Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? Ale mniejsza z tym. Muszę już iść. Zamierzasz wyjść oknem czy drzwiami?-spytałam
- Okno może być. Do jutra, Muz!-pożegnała się
-Pa- uśmiechnęłam się
**********
Z autobusu wysiadłam o 14.30. Rozejrzałam się, próbując odtworzyć w pamięci drogę do kawiarni. Dawno nie byłam tu, w centrum. Po paru sekundach ruszyłam w prawo. Po kilku minutach moim oczom ukazał się znajomy szyld. Pewnie weszłam do środka. Na końcu lokalu siedzieli już Trish i Dez. Austina i Kiry jeszcze nie było. Dosiadłam się do nich. Wspólnie czekaliśmy na znajomych, którzy przyszli po pięciu minutach. Oczywiście trzymając się za ręce. Poczułam znajome okłucie w sercu...
Hejoo! Oto pierwszy rozdział. Nudny, nie najdłuższy i o niczym, ale jakoś trzeba zacząć... Bardzo przepraszam za jakiekolwiek błędy. Liczę na szczere opinie :)